piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 4

   Po dwóch dniach wreszcie dostałem odpowiedź od rodziców Violetty
  "Naprawdę? W takim razie chcielibyśmy się z panem spotkać. Bardzo nam zależy na odnalezieniu córki, bo niedługo ma egzaminy. Jeśli by pan mógł niech pan przyjedzie w piątek pod adres 154B o 17.30 ".
   Cieszyłem się, że w końcu dostałem odpowiedź, ale co ja im powiem? "Dzień Dobry jestem Harry Styles i widzę państwa córkę w lustrze choć nikt inny jej nie widzi"? Wyśmiali by mnie na pewno, ale muszę to zrobić choć w trochę inny sposób.
   Rozejrzałem się po ulicy w poszukiwaniu dobrego adresu. W końcu ujrzałem ceglany budynek z numerem 154B. Ruszyłem w tam tą stronę jeszcze raz skanując otoczenie- idealna dzielnica dla wapniaków, wszędzie poustawiane takie same domy z małym kawałkiem ogródka. Wszedłem na podwórko gdzie przywitał mnie nieduży, czarno-biały Bull Terier. Przestraszyłem się, ponieważ pies zaczął biec w moją stronę. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę drewnianych drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Po niespełna minucie drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna w garniturze. Na jego głowie świeciła łysina a ciemne oczy patrzyły na mnie czujnie.
-Dzień Dobry! Przyszedłem tutaj na spotkanie.-powiedziałem z uśmiechem.
-Ah, pan Styles miło mi pana widzieć.-Mężczyzna odsunął się robiąc mi miejsce w drzwiach. Wszedłem do środka. ojciec Violetty wyciągnął w moją stronę rękę.
-Leonard Bell.-Przedstawił się.
-Harry Styles.-Uścisnąłem rękę panu Bell. Wtedy do hallu weszła wysoka kobieta, o szatynowych włosach i  dużych, niebieskich oczach.
-A to jest moja żona Cassandra-Przedstawił kobietę pan Leonard.
-Miło mi panią poznać.-powiedziałem biorąc rękę pani Bell i pocałowałem ją formalnie w wierzch dłoni. Kobieta posłała mi sztuczny uśmiech.
-Zapraszam.-Ojciec Violetty  głową wskazał salon.-Może coś do picia?-zaproponował.
-Nie dziękuję-Zacząłem rozglądać się po domu.
  Salon był w odcieniu jasnego beżu. Na ścianach wisiały obrazy takich artystów jak Fernanda Botera, Pabla Picassa czy Vincenta Van Gogha, więc mogłem stwierdzić, że Violettcie na pewno niczego nie brakowało.
  Usiedliśmy na skórzanej kanapie przy niedużym szklanym stoliku. Zerknąłem na państwo Bell. Pani Cassandra założyła nogę na nogę, a pan Leonard położył ręce na kolanach.
-Więc skąd się znacie z Violettą?-zapytał pan Bell rzeczowym tonem. Zastanowiłem się chwilę nad swoją odpowiedzią. Nie powiem im przecież, że znam ją, bo widzę jej postać we wszystkich lustrach.
-Ummm, poznałem ją miesiąc przed zaginięciem w kafejce internetowej.-skłamałem.
-Violetta nigdy nam o tobie nie wspominała.Zawsze nam o wszystkim mówiła.-powiedziała pani Cassandra.
-Pewnie nie chciała wzbudzać sensacji.-odparłem. Pani Bell obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem. Czy domyślała się, że kłamię?
-Czy mógłbym skorzystać z toalety?-zapytałem po chwili niezręcznej ciszy.
-Oczywiście, jest na pierwszym piętrze. Trzecie drzwi po lewej.-odpowiedział Pan Bell.
   Wstałem z sofy i ruszyłem na górę. Gdy byłem już na piętrze w oczy rzuciły mi się drzwi w kolorze jasnego błękitu z  plakietką " Terytorium Violi ". Niesiony pokusą skierowałem się w ich stronę.
   Pokój był tego samego koloru co drzwi. Przy ścianie stało wielkie łóżko z baldachimem. Pod oknem stało drewniane biurko, a obok toaletka. Podszedłem do toaletki i zacząłem przeglądać jej zawartość. Od razu moją uwagę przykuł naszyjnik w kształcie samolocika. Niewiele myśląc wziąłem go i schowałem do kieszeni. Wyszedłem z pokoju dziewczyny i skierowałem się do łazienki. Załatwiłem swoją potrzebę i wróciłem do salonu.
   Twarze państwa Bell były niczym kamienie, nie można było z nich nic wyczytać. Usiadłem i uśmiechnąłem się jednym z wyćwiczonych już uśmiechów, który był przeznaczony dla denerwujących biznesmenów. Wyciągnąłem telefon i udałem, że czytam SMS-a. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i spojrzałem przepraszająco na rodziców Violetty.
-Bardzo mi przykro, ale muszę już iść. Okazało się, że mam nagranie w studiu..-powiedziałem. Nie chciałem już dłużej tam być.
-Dobrze, rozumiem.-powiedział pan Leonard wstając, jego żona nadal siedziała na miejscu i przyglądała mi się czujnie. Po sekundzie również wstałem i ruszyłem z ojcem Violetty do drzwi.
-Miło było pana poznać.-powiedziałem i wyciągnąłem w jego stronę rękę.
-Mi również.-odpowiedział mężczyzna i uścisnął moją dłoń. Otworzyłem drzwi rezydencji i wyszedłem.
   Po chwili byłem już w samochodzie. Spojrzałem w lusterko na tylnym siedzeniu ujrzałem Violettę, głośno przełknąłem ślinę i ruszyłem.
   " Nie ładnie tak kraść, nie sądzisz? " -Gwałtownie zahamowałem, co poskutkowało wiązanką przekleństw innych kierowców, którą usłyszałem w CB radiu. Ponownie ruszyłem.
   Kurwa muszę iść do psychiatry, albo od razu do wariatkowa. Spojrzałem w lusterko postać dziewczyny zniknęła.
   Po około 30 minutach wjechałem na podjazd. Wysiadłem z samochodu i trzasnąłem drzwiami. Wpadłem do domu i nie zwracając uwagi na Molly, która domagała się pieszczot wpadłem do łazienki. Zanurzyłem ręce w zimnej wodzie i przemyłem twarz. z kieszeni spodni wyciągnąłem naszyjnik i zacząłem mu się dokładnie przyglądać.Po chwili spojrzałem w lustro i wzdrygnąłem się. Za mną stała Violetta i uśmiechała się kpiąco.
   " Nie bój się Harry, to nie jest złudzenie, ja naprawdę z tobą rozmawiam. "



__________________________ 

Przepraszamy, że tak długo nie pisałyśmy ale Alex się nie chciało. Bardzo dziękujemy za tyle komentarzy pod 3 rozdziałem. Kochamy Was!~Alex&Lori

piątek, 4 kwietnia 2014

Ważne!

Ogłaszam, że w tym tygodniu nie dodamy rozdziału, ponieważ Alex jest w szpitalu. Przepraszamy!~ Lori